Jajka zabawki dla dzieci



W jaki sposób poprawić koordynację i spostrzegawczość dziecka? Pewnie sposobów znacie wiele. My akurat używamy do tego jaj. Otóż udało nam się kupić 6 sprytnych plasticzanych jajek. Z zewnątrz nic ciekawego, wyglądają ni mniej, ni więcej tylko tak, jak jaja winny wyglądać. Dzięki temu używamy ich także do zwykłej zabawy w gotowanie. Cały bajer ukryty jest jednak wewnątrz. Każde jajko w środku posiada inny kształt. Tylko połówki jaj o tym samym kształcie pasują do siebie. Dzięki temu można je bezproblemowo połączyć. Prócz tego każdy kształt oznaczony jest tym samym, różnym od innych, kolorem.

Po paru dniach zabawy muszę przyznać, że to fajny pomysł na przyjemną naukę rozpoznawania kolorów, kształtów i poprawę dziecięcej koordynacji oko-ręka. Dodam jeszcze, że zabawka posiada gładką, miłą w dotyku powierzchnię. Łączenie elementów nie sprawi problemu żadnemu dziecku. Dodatkowo producent zapewnienia, że użyte do produkcji materiały nie są szkodliwe dla skóry dziecka. My kupiliśmy komplet sześciu jajek, ale w sprzedaży widziałem też tuzin.

Źródło zdjęcia: internet

Zasypianie w gwiazdach


Witajcie moi mili. Dzisiaj parę słów o ciekawej propozycji znanej włoskiej firmy Chicco. Mowa oczywiście o lampce – projektorze w kształcie kostki. Pamiętam kiedyś, było to co prawda dość dawno i o Adzie nie marzyłem nawet w snach, oglądałem program, w którym pokazywali pomalowany w pokoju dziecka sufit farbami chyba fluorescencyjnymi. W dzień sufit był biały, w nocy natomiast można było podziwiać na nim kolorowe galaktyki wszechświata. Powiadam Wam widoki niewyobrażalne. Niestety nie spotkałem się z takimi farbami, a nawet gdyby się spotkał podejrzewam, że nie umiałbym zrobić czegoś takiego. Dlatego po urodzeniu Adusi zacząłem zwracać swoją uwagę na projektory zwłaszcza, że Dusia miała straszne problemy z zasypianiem. Od podjęcia ostatecznego wyboru, który kupić wybawił mnie znajomy (jak się później okazało chrzestny Misi), który pierwszy raz odwiedził Adę i w prezencie przytachał jej ów chiccowską kostkę (info dla złośliwców: nie dlatego później został chrzestnym :)).

Od tamtej chwili minęło już trochę czasu, dzięki któremu mogłem poznać projektor i obserwować, jak reaguje na niego moje dziecko. Postaram się zatem podzielić z Wami tym, co zauważyłem. A więc projektor ma wymiary 14/14/14 cm. Jest na tyle duży, solidnie wykonany i bezpieczny, że dziecko spokojnie może się nim bawić. Na tyle zaś mały, że może towarzyszyć nam w wyjazdach np. na wakacje. Na rantach posiada plastikowe wypustki, które chronią przed porysowaniem np. blatu stołu. Zasilany jest trzema bateriami AA, które znajdują się za przykryciem skręconym śrubkami. Uniemożliwia to przypadkowe otwarcie się lub otworzenie przez dziecko. Na samym przykryciu znajduje się materiałowa kukiełka, śpiąca na półksiężycu (oczywiście z metką). Trochę ozdoba, dodatkowa atrakcja dla dziecka, sprytnie maskuje samą osłonę. Dodam przy tym, że kostki są sprzedawane w dwóch wersjach kolorystycznych. Dla dziewczynek w kolorach biało różowych, dla chłopców wiadomo – biało błękitnych (chyba, że czyta post ktoś z okolic Krakowa wtedy odwrotnie).

Po przeciwnej stronie osłony baterii znajduje się panel sterujący całym ustrojstwem. Cóż tam jest. Przede wszystkim wybór kolorów wyświetlania. Wśród ośmiu możliwości znajdziemy: kolor żółty, pomarańczowy, różowy, czerwony, fioletowy, niebieski, zielony i mieszany (samoczynnie zmieniające się wszystkie wymienione kolory). Poniżej znajduje się pokrętło zmiany płaszczyzny wyświetlania, dzięki któremu możemy rzucić światło na jedną z czterech pozostałych ścian kostki. Możemy zatem wybrać wyświetlanie gwiazdek, serduszek czy latawca w chmurach. 




Trzeba wspomnieć, że wybierając czwarty bok kostki, dzięki mlecznej przysłonie projektor może być także wykorzystywany jako lampka nocna. Wracając do panelu sterowania, poniżej pokrętła wyświetlania znajduje się przełącznik. Posiada trze pozycje: 0, I i II. W pozycji II nasze urządzenie ogranicza się do projekcji wizualnej wybranego przez nas schematu wyświetlania. W pozycji I dodatkowo nasze uszy raczone są dźwiękiem trzech łagodnych melodii. Wśród nich są odgłosy przyrody (można usłyszeć żabę, konika polnego i jakiegoś piskliwego ptaka), muzyka klasyczna (przypomina trochę Czajkowskiego) i jak to niektórzy opisują new age. Ja bym był bardziej skory do przyrównania jej do motywu ze Żwirka i Muchomorka w wersji chillautowej. Tak czy inaczej muzyczki nie przeszkadzają a uspokaja i nie szkodzi, że są tylko trzy, więc przy pętli powtarzają się dość często. Na panelu sterowania znajduje się jeszcze mały, żółty, okrągły przycisk, dzięki któremu możemy urządzenie włączyć lub wyłączyć. Całe urządzenie wyłącza się także samo po pewnym, dłuższym czasie użytkowania.

Projektor, który przed chwilą opisałem, jest fajnym uzupełnieniem wystroju pokoju malucha. Nie potrzebuje dużo miejsca. Dzięki niemu dziecko może się zrelaksować, wyciszyć czy w końcu zasnąć. Polecam go tym, których dzieciątka mają problemy z zasypianiem lub osobom szukającym fajnych prezentów dla brzdąców. Pozdrowienia.

Gryzak do pokarmów


Ostatnio wprowadzamy Adzie nowe smaki. Zaczęliśmy podawać jej także owoce. Szukaliśmy sposobu, aby malutka nie udławiła się dużymi kawałkami. Z pomocą przyszedł nam świetny patent – gryzak Babyono w postaci smoczka. W kupionym komplecie znajduje się plastikowa, otwierana oprawa, dwa gumowe, różnej wielkości gumowe gryzaczki oraz osłonka. Wszystko działa na prostej zasadzie. Do środka gryzaczka wkładamy pokrojone owoce i zamykamy oprawę. Tak przygotowany gryzaczek jest gotowy do użycia. Oprawa posiada wygodny uchwyt, za pomocą którego dziecko bez trudności trzyma gryzak. Do takiego gryzaczka mogą trafić nie tylko owoce, ale i kawałki warzyw, herbatników, ciastek a nawet mięsa czy ryb. Cały zestaw łatwo utrzymać w czystości, ponieważ wszystkie jego elementy łatwo i szybko można rozmontować a osłonka pozwala zabezpieczyć go przed zabrudzeniem. My kupiliśmy gryzak gumowy, ale na rynku dostępne są także w postaci siateczki. Nasz zestaw kosztował 14.99zł i kupiliśmy go w Pepco. Sądzę, że to niewielka cena za komfort i bezpieczeństwo spożywania pierwszych pokarmów. Poza tym taki gryzak wspomaga przebijanie się pierwszych ząbków.

A tak Adusia walczy z gryzakiem

Przesiadka do spacerówki

Od dłuższego czasu nosiliśmy się z zamiarem zmiany gondoli na spacerówkę. Adusia już wstaje i każda chwila spędzona na leżeniu jest dla niej chwilą straconą. Dlatego w gondoli odstawiała przeróżne harce. Postanowiliśmy więc zaryzykować. Baliśmy się, jak mała zareaguje na zmianę i jak szybko się zaaklimatyzuje do nowej pozycji.

Dostosowanie wózka Mutsy Transporter do spacerówki trwa troszkę czasu. Nie jest to bardzo skomplikowane, wręcz intuicyjne. Ponieważ mama miała ważniejsze rzeczy na głowie, Adusia zmuszona była towarzyszyć mi przy tej operacji. Mimo, że zbytnio nie wiedziała co się dzieje, bawiła się znakomicie. Oczywiście tata opowiadał jej co i dlaczego robi oraz do czego wszystko służy. Na koniec trzeba było wypróbować sprzęt. Adusia zasiadła w nowym wózku. Jeszcze ostateczny szlif w postaci montażu zabawek na pałąku bezpieczeństwa i gotowe. Czas ruszać w drogę. Już na pierwszym spacerze widoczna była zmiana. Wydawało się jakby dziecka nie było w wózku. Myszka siedziała cichutko i obserwowała zmieniające się slajdy otoczenia. Kompletnie bez ruchu. I tak to podziwianie ją zmęczyło, że wreszcie zasnęła. Tak wyglądają teraz nasze spacery. Ada jest spokojna, nie próbuje wychodzić z wózka. Siedzi i patrzy, patrzy aż zasypia.

Parę słów o wózku w tej konfiguracji. Przede wszystkim zmniejszyła się waga i to się czuje. Zdecydowanie lepiej się go prowadzi. Dziecko siedzi w nim wygodnie, mając sporo miejsca (przyda się ono, kiedy dodamy śpiworek). Pasy dobrze zabezpieczają malucha, choć przyznam, że mogłyby mieć więcej punktów zaczepienia. Przy obecnym stanie wyciągnięcie dziecka z wózka nie jest komfortowe, zwłaszcza gdy dziecko śpi. Wózek posiada bardzo płynną regulację oparcia między pozycjami leżenia i siedzenia. Ponieważ w Mutsy Transporterze spacerówka montowana jest tylko przodem do jazdy, aby zobaczyć co dziecko porabia, trzeba kopnąć się przed wózek. Nie jest to wielki problem, ale można by się go pozbyć w prosty sposób. Wystarczyłaby szybka na górze budki. Tego rzeczywiście mi brakuje. Trzeba wspomnieć jeszcze o wygodnym, regulowanym podnóżku i miękkiej, profilowanej poduszce pod głowę. Teraz muszę znaleźć jeszcze sposób na wypadające buciki, które Dusia zdejmuje, kiedy trze stópką o stópkę. Ale to już drobiazg :).



Słów parę o materacu



Czasu coraz mniej, dlatego w weekend postanowiłem przygotować pokój dla dziecka. Część gratów, mówiąc kolokwialnie, wyleciało, część natomiast zmieniło miejsce ustawienia. Pojawił się nowy mebel w postaci łóżeczka. W tym wypadku dopisało mi szczęście, ponieważ udało mi się je pożyczyć. Musiałem je tylko odnowić, ponieważ poprzedni robaczek troszkę je pogryzł. Jeśli ktoś z Was będzie chciał pomalować swoje łóżeczko, powinien pamiętać, aby użyć do tego emalii akrylowej. Dziecko w pewnym wieku lubi sprawdzać zęby na tym meblu, więc ważne jest, aby nie miało do czynienia ze zwykłą farbą na bazie rozpuszczalnika.

Ponieważ łóżeczko już stoi, dziś parę słów o materacu. Jaki kupić? Wbrew pozorom nie jest to prosta sprawa. Wynika to z ilości rodzajów oferowanych na rynku. Na początku trzeba znać wymiary łóżeczka (to informacja dla zakręconych :)). Moim zdaniem materac powinien być nowy a nie przechodzony. Dlatego nie starałem się go pożyczyć. Chcę, aby materac układał się od początku pod dziecko a nie dziecko dostosowywało się do wgnieceń i nierówności starego materaca. Przy kupnie materacyka trzeba zwracać uwagę na to, jakie posiada certyfikaty i atesty. Ważnym czynnikiem jest też cena. Nie chciałem niepotrzebnie wydawać około 1000 zł na materac np. termoelastyczny. Moim zdaniem jest to zbytek. Ważne też, aby materac nie był zbyt twardy, ale i zbyt miękki. Słyszałem również, że w materacach gryczanych powstają grzyby. Nie wiem na ile to prawda, ale świadomość tego skutecznie mnie do nich zniechęciła, mimo że jest ich na rynku najwięcej. Zdecydowałem się na polski materacyk lateksowo-kokosowy. Dzięki użyciu kokosa materac zapewnia odpowiednią cyrkulację powietrza. Zapobiega także odkształcaniu się. Posiada właściwości antyalergiczne i antybakteryjne. Na początek dziecko będzie leżeć na naturalnym włóknie kokosowym łączonym naturalnym lateksem. Dopiero kiedy podrośnie i zacznie raczkować, materacyk można odwrócić na stronę piankową. Mój materacyk Prestige Line jest pierwszej jakości i posiada atest PZH. Fajnym rozwiązaniem jest też poszwa, którą w razie zabrudzenia w łatwy sposób można zdjąć i wyprać. Posiadam jeszcze ceratkę, którą użyję później, kładąc ją na materacu, aby go zabezpieczyć przed ewentualnym zamoczeniem. Na koniec jeszcze jedna uwaga: nie należy zapomnieć o tym, że po kupnie materacyk powinien zostać przewietrzony w celu pozbycia się poprodukcyjnych zapachów.
Autor zdjęcia: Nahemoth

Najtrudniejszy wybór

Najtrudniejszy wybór został podjęty! Od dwóch miesięcy walczyliśmy z wyborem wózka dla naszej milusińskiej. Ci, którzy mają to za sobą, wiedzą, że to nie taka prosta sprawa.

Pierwszym, podstawowym kryterium była cena. Nie miałem ochoty wydać więcej niż 2 tysiące zł. Poza tym wózek musiał posiadać gondolę i spacerówkę, czyli tzw. dwa w jednym. Z nosidełka mogłem zrezygnować, ponieważ udało mi się je pożyczyć (łącznie z pasującymi, jak się później okazało, adapterami). I przy tym kryterium stanowczo skurczył się wybór wózków. Uznałem, że nie będę kupował po pewnym czasie dodatkowej spacerówki, jak to robią niektórzy. Dlatego moja spacerówka musi służyć 5-6 miesięcznemu dziecku, ale i trzylatkowi. Przez co musi być większa i przestronniejsza. Przy takim założeniu chcąc nie chcąc musiałem zrezygnować z opcji obracania spacerówki tyłem do kierunku jazdy. Zasada, którą usłyszałem w sklepie brzmiała: mała spacerówka, ale obracana lub duża, ale tylko przodem do jazdy. Przyznam się, że aż tak na obrotowej spacerówce mi nie zależało, poza tym dziecko lepiej czuje się, gdy może na spacerze podziwiać świat a nie gapić się na rodziców.

Trzeba również pamiętać, że także gondola nie powinna być mała, zwłaszcza, jeśli dziecko przychodzi na świat zimą. Pomyślcie: te kubraczki, śpiworki, śpioszki i inne rzecz. To wszystko zajmuje sporo miejsca.
Kolejną ważną dla mnie rzeczą były koła. Nie chciałem, aby były zbyt małe z prostej przyczyny. Nie zamierzam co pewien czas wyjmować z nich kamieni, liści lub innych nieciekawych rzeczy. Poza tym powinny być pompowane, co poprawia amortyzację. Koła powinny być łatwe w demontażu i wyjmowane razem z czpieniem, dzięki temu nie rozerwiemy np. tapicerki w aucie. Dzięki temu łatwiejsze jest też utrzymanie ich w czystości. Jeśli chodzi o amortyzatory to szukałem rozwiązania pośredniego. Nie za twarde, ponieważ dziecko będzie wyczuwało każdą nierówność, ale i nie za miękkie, aby nie latało po całej gondoli.
Czas na wagę wózka. To jest również istotna rzecz, zwłaszcza dla osób, które nie mają własnego domku. W bloku trzeba go znosić i wnosić, czy to do mieszkania, czy do wózkowni lub komórki. Niby nic, ale dla kobiet może być to jakiś problem. Podczas oceny tego kryterium odpadł jeden z trzech moich wybrańców. Mowa o X-landerze X-Move. Wózek dość fajny, przestronny. Jednak jego waga i gabaryty skutecznie mnie odstraszyły. Jeśli już jestem przy gabarytach, to oczywistą sprawą jest przymiarka wózka do naszego auta.

Wspomniałem już o jednym wózku, wspomnę teraz o Bebetto Nico. To drugi z trzech moich pewniaków. Ale i on przegrał z… o tym za chwilę. Przegrał z prozaicznego powodu. Jak wcześniej wspomniałem, moją spacerówkę chcę używać dłużej. Z tego powody patrzyłem także na miejsce, gdzie spoczywać będą nóżki dziecka. Bebetto niestety nie ma dobrego rozwiązania. Wysięgnik jest dość krótki, nie mówiąc już o miejscu na stopy. Kiedy dziecko będzie większe ten element będzie stanowił dość duży problem.

Myślę, że można by było pisać jeszcze długo na co zwracać uwagę. Zrobię to na moim zwycięzcy. Nasz wybór padł na Mutsy Transporter. Dlaczego. To dość lekki wózek, który po złożeniu zajmuje mało miejsca. Posiada cztery koła, przednie obrotowe z możliwością łatwego zablokowania i demontażu. Z łatwością demontuje się także gondolę. Większy problem stanowi spacerówka. Można ją złożyć ze stelażem. Kiedy jednak, jak w moim przypadku, nie mieści się do bagażnika samochodu, trzeba ją zdemontować. Trwa to chwilkę czasu, ponieważ spacerówka jest spinana na paski. Spacerówka ma także płynnie regulowane oparcie pozwalające na ustawienie go w dowolnej pozycji do siedzenie i leżenia. Siedzisko ma regulowany podnóżek. Do tego oczywiście regulowana rączka, pałąk bezpieczeństwa. Wózek trzyma się bryły i nie skrzypi. Troszkę o wadach. Moim zdaniem położenie bagażnika pod wózkiem jest zdecydowanie za nisko. Czy się mylę, wyjdzie w praniu. Dodatkowo kosza nie można zamknąć. Za wadę można uznać także mały wybór kolorów wózków. Szkoda też, że w komplecie nie ma torby, ale niektóre firmy, aby zmniejszyć koszt, jej nie gwarantują. Można ją oczywiście dokupić. Dla chętnych zwracam uwagę na jej mocowanie, które mnie nie urzekło.

Jak widzicie, zderzenie oczekiwań z możliwościami wychodzi różnie. Mam nadzieję, że my dokonaliśmy dobrego wyboru.

Troszkę muzyki



Jak przystało na prawdziwego faceta, biorę się do tematu oczekiwania na dziecko z zupełnie innej strony. Zamiast zacząć od łóżeczka, ubranek czy wózka ja poświęcę parę słów muzyce.

Ale zanim to, podzielę się dość istotną radą, którą kiedyś usłyszałem. Drodzy ojcowie, jeśli ktoś chce wam podarować czy pożyczyć jakąś rzecz dla waszego dziecka, nie odmawiajcie. Nie unoście się dumą czy honorem. Jest tyle rzeczy, w które musicie się zaopatrzyć a niektóre z nich będziecie wykorzystywać tylko przez krótki czas. Więc po co kupować!

To tyle mądrości, może dzięki temu niektórzy z was teraz trochę wyluzują :). Wracam do głównego tematu. Słuch jest najszybciej rozwijającym się zmysłem u naszego dziecka. Następuje to już w pierwszym trymestrze. W ostatnim zaś dziecko nie tylko słyszy i reaguje na dźwięki ale zapamiętuje je. Nie zdziwcie się więc, kiedy po urodzeniu dziecko będzie taką muzykę poznawać i uspokajać się przy niej. Spokojna muzyka wpływa też uspokajająco na mamę, co jest dosyć istotną sprawą. Jaką muzykę puszczać? Niektórzy twierdzą, na podstawie badań, że puszczanie muzyki poważnej wpływa korzystnie na wiele organów dziecka, między innymi na serce i mózg. Po takiej muzyce dzieci podobno lepiej się uczą. Nie wiem, ale mam nadzieję, że się dowiem. Bynajmniej ja taką muzykę małej istocie zapuszczam. Mój wybór padł przede wszystkim na trzy płyty stanowiące jedną całość, które udało mi się pożyczyć od koleżanki. Płyty noszą fajne nazwy: Słodkie przebudzenie, Bajeczne zabawy i Magiczne zasypianie. Są one zbiorem szeregu klasycznych, spokojnych kawałków, wśród których jest między innymi: Mozart, Haendel, Bach, Chopin czy Beethoven. Jeśli jeszcze nie macie wybranych utworów, polecam tą składankę. Czy tylko muzyka klasyczna? Pewnie, że nie. Pamiętam kiedyś, ładnych parę lat temu, u mojej znajomej cały czas grała Enya. Zresztą jakiej byście nie wybrali, będzie dobrze, byle nie Iron Maiden albo ACDC. Tego wasza pociecha zdąży posłuchać, ale później.
Autor zdjęcia: Pierre-Alexandre Pheulpin
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...