Przesiadka do spacerówki

5 comments
Od dłuższego czasu nosiliśmy się z zamiarem zmiany gondoli na spacerówkę. Adusia już wstaje i każda chwila spędzona na leżeniu jest dla niej chwilą straconą. Dlatego w gondoli odstawiała przeróżne harce. Postanowiliśmy więc zaryzykować. Baliśmy się, jak mała zareaguje na zmianę i jak szybko się zaaklimatyzuje do nowej pozycji.

Dostosowanie wózka Mutsy Transporter do spacerówki trwa troszkę czasu. Nie jest to bardzo skomplikowane, wręcz intuicyjne. Ponieważ mama miała ważniejsze rzeczy na głowie, Adusia zmuszona była towarzyszyć mi przy tej operacji. Mimo, że zbytnio nie wiedziała co się dzieje, bawiła się znakomicie. Oczywiście tata opowiadał jej co i dlaczego robi oraz do czego wszystko służy. Na koniec trzeba było wypróbować sprzęt. Adusia zasiadła w nowym wózku. Jeszcze ostateczny szlif w postaci montażu zabawek na pałąku bezpieczeństwa i gotowe. Czas ruszać w drogę. Już na pierwszym spacerze widoczna była zmiana. Wydawało się jakby dziecka nie było w wózku. Myszka siedziała cichutko i obserwowała zmieniające się slajdy otoczenia. Kompletnie bez ruchu. I tak to podziwianie ją zmęczyło, że wreszcie zasnęła. Tak wyglądają teraz nasze spacery. Ada jest spokojna, nie próbuje wychodzić z wózka. Siedzi i patrzy, patrzy aż zasypia.

Parę słów o wózku w tej konfiguracji. Przede wszystkim zmniejszyła się waga i to się czuje. Zdecydowanie lepiej się go prowadzi. Dziecko siedzi w nim wygodnie, mając sporo miejsca (przyda się ono, kiedy dodamy śpiworek). Pasy dobrze zabezpieczają malucha, choć przyznam, że mogłyby mieć więcej punktów zaczepienia. Przy obecnym stanie wyciągnięcie dziecka z wózka nie jest komfortowe, zwłaszcza gdy dziecko śpi. Wózek posiada bardzo płynną regulację oparcia między pozycjami leżenia i siedzenia. Ponieważ w Mutsy Transporterze spacerówka montowana jest tylko przodem do jazdy, aby zobaczyć co dziecko porabia, trzeba kopnąć się przed wózek. Nie jest to wielki problem, ale można by się go pozbyć w prosty sposób. Wystarczyłaby szybka na górze budki. Tego rzeczywiście mi brakuje. Trzeba wspomnieć jeszcze o wygodnym, regulowanym podnóżku i miękkiej, profilowanej poduszce pod głowę. Teraz muszę znaleźć jeszcze sposób na wypadające buciki, które Dusia zdejmuje, kiedy trze stópką o stópkę. Ale to już drobiazg :).



Poweekendować by troszkę

9 comments
Na myśl o długim weekendzie od dawna układałem plany działania. Miały być długie, rodzinne spacery. Planowaliśmy także sesję fotograficzną w plenerze ze znajomym fotopstryczkiem. Miało być fajnie, ale jak to w życiu często bywa, pogoda totalnie pomieszała mi w planach. Mówiąc inaczej kompletnie je rozwaliła. Trzeba będzie pomyśleć o wariancie „B”.

Skończy się pewnie na siedzeniu w domu. I jak znam moje panie, roboty będę miał sporo. Żona przebąkiwała o szybkim malowaniu przedpokoju. Do tej pory udawało mi się uniknąć tej przyjemności, ale przy takiej pogodzie nie wiem czy znajdę sensowne argumenty, żeby się wymigać. Co do mniejszej damy, tu pracy jest co niemiara. Odkąd Adusia zaczęła podnosić się, żeby usiąść, trzeba mieć na nią oko cały czas. Przy tym złapała manierę, która nie pozwala jej spędzać więcej niż minuty w jednym miejscu. Mówiąc krótko szałaputa jest wszędzie pełno. A ciekawska przy tym przeogromnie. Bawi mnie czasami ta sytuacja, zwłaszcza wtedy, kiedy siedząc u niej w pokoju widzę niezgrabnie wychylającą się zza osłoniętych szczebelków łóżeczka główkę. Na początku jest zdziwienie, obserwacja terenu i po szybkim zidentyfikowaniu znajomego osobnika wielki uśmiech, ledwo mieszczący się na jej twarzy. Kocham ten moment.

Przydałoby się odwiedzić chrzestnych. Podobno dopytują już o zdjęcia z chrzcin. Te są przygotowane, tylko zawsze czasu brakuje na takie wyskoki. Może teraz go znajdziemy. No i nie obejdzie się też bez chwili z bajką. Ada dostała nową książeczkę, z którą trzeba ją zaznajomić. Znając życie spodoba jej się bardzo. Do tego stopnia, że będzie chciała połknąć książkę od razu (w dosłownym tego słowa znaczeniu).

Wszystkim Wam drodzy zaglądacze życzę spokojnego długiego weekendu w rodzinnym gronie. Odpoczywajcie!



Co z tymi posiłkami?

5 comments
Za mną kolejny weekend z moją Dusią. I kolejny fajny. Było troszkę spacerków, zabawy i przytulania. O całusach nie wspomnę, zresztą nie byłbym w stanie ich zliczyć. Żona martwiła się, że od poniedziałku nie da sobie z nią rady, bo przez dwa dni tak ją rozpieściłem. Może troszeczkę prawdy w tym jest, ale nie mogłem się powstrzymać.

Ponieważ Adusia ma już 6 miesięcy, od pewnego czasu zaczęliśmy wprowadzać jej inne posiłki. Niestety pojawiły się pewne problemy. Na początku staraliśmy się podawać jej kleiki i kaszki na bazie kukurydzy i ryżu. Jadła je ochoczo, wręcz pochłaniała. Przez parę dni wszystko było ok. Po pewnym czasie, w około dwie godziny po posiłku potrafiła wszystko zwymiotować. Przestaliśmy ją tak karmić i skupiliśmy się na warzywkach. Troszkę ze słoiczka Gerbera, troszkę ze świeżych, przygotowanych przez żonę. W tą niedzielę po zjedzeniu warzyw sytuacja się powtórzyła. Sam nie wiem, co o tym myśleć. Czy to jeszcze za wcześnie, aby raczyć ją innymi posiłkami, wszak dziecko dziecku nie równe, więc nie ma co patrzeć na to, co inni podają swoim pociechom. Czy taka sytuacja zwiastuje jakieś nowe problemy? Chyba trzeba będzie zaczerpnąć wiedzy u jakiegoś dobrego lekarza. Jeśli mieliście podobne problemy, napiszcie proszę. Pozdrowienia


Adusia już siedzi!

4 comments
Wreszcie udało się zaszczepić mojego Dusiaczka. Trochę to trwało. Przyznam się, że córeczka trochę to odchorowała. Może słowo „odchorowała” jest zbyt mocne. Przez dwa dni miała wysoką temperaturę i była, ogólnie mówiąc, padnięta. Teraz już jest wszystko dobrze z czego się bardzo cieszymy. Przed nami kolejne szczepienia a ja nie wyzbyłem się dalej obaw. Długo zastanawiałem się, czy w ogóle zaszczepić małą. Z jednej strony rozumiem, że gdyby wszyscy się nie szczepili, długofalowo mogłaby pojawić się epidemia. Mogłaby, ale niekoniecznie musiałaby. Podobno dziecko jest odporniejsze na choroby, przeciwko którym zostało zaszczepione. Może. Ale nikt mi nie wmówi, że taka szczepionka jest zdrowa dla organizmu zwłaszcza małego brzdąca. Moim zdaniem cały ten nakaz szczepienia jest wspólnym działaniem władzy i przemysłu farmaceutycznego w wiadomym celu. Tak czy inaczej zmuszony byłem do podjęcia jakiejś decyzji. Nie ukrywam, że w podjęciu jej dużą rolę odegrała moja żona. Czy była ona słuszna, czas pokaże.

W ostatnich dniach Adusia przełamuje kolejne bariery. Od pewnego czasu starała się podnieść. Cięższa główka i słabsze rączki powodowały, że próby wychodziły dość pokracznie. Ale wczoraj Miśka pierwszy raz usiadła sama. Zdziwienie na jej twarzy było przeogromne. Sytuacja ta sprawiła, że stała się bardziej odważna. Próbuje robić to przy każdej okazji. Trzeba więc na nią więcej uważać. Najgorsze jest to, że zaczyna dokazywać w łóżeczku. Odwraca się na brzuch i próbuje wciągać się po szczebelkach. Zabawnie to wygląda i bawi się przy tym zacnie. To chyba ten moment, kiedy łóżko dla bezpieczeństwa małej trzeba będzie opuścić. Już nie mogę doczekać się tego, kiedy wstanie o własnych siłach na nóżkach... i wtedy się zacznie :). Na koniec chcę Wam się pochwalić moim aniołkiem. Tak Adusia wyglądała w dniu chrztu.




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...