
Ot sytuacja z wczoraj. Uwolniłem się właśnie od popołudniowego zmywania. Wiedząc, że żona jest gdzieś indziej postanowiłem odszukać Myszę. Coś na mój nos było za cicho. A wiecie, co cisza przy małym dziecku oznacza. Wchodzę do pokoju i od razu zauważam Czpiotka. Leży na łóżku, jakby nigdy nic i coś chrupie. Hm, nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek wchodził do kuchni i coś z niej do jedzenia wynosił. Patrzę na małą rączkę i widzę papierek. Czuję przez skórę, że rąbie coś słodkiego. Nerwa mnie powoli bierze, że żona jej coś takiego dała. Ustaliliśmy, że łakoci jak najmniej.
Pytam więc Małą: –"A co ty jesz?"
Mała bez chwili wahania otwiera buzię i oczom moim ukazuje się coś czekoladopodobnego. Strzelam więc w nią następnym pytaniem, w sumie nie wiem po co, bo odpowiedź wydaje się znana i molestowanie psychiczne żony można zaczynać :).
–"Kto ci to dał?"
–"Ada" – odpowiada bez namysłu.
Z tego nadmiaru cukru pokręciło jej się w głowie – myślę i poprawiam ją.
–"Chyba chciałaś powiedzieć, że mama?"
Zamiast odpowiedzi widzę dziwne spojrzenie. Na to wszystko wpada żona. Widząc Myszę a raczej jej mlaszczący ryjek hamuje i prosto z mostu:
–"A skąd to masz?"
W tym momencie ja robię oczy wilka z Czerwonego Kapturka. Żona widząc to powoli zaczyna rozumieć, że coś nie halo. Skoro nie ja i nie ona, to...? Teraz już tylko trzeba winę małemu złodziejaszkowi udowodnić. Po szybkim śledztwie okazało się, że gdy Mysz została sama w pokoju, korzystając z nadarzającej się okazji przewertowała barek, wyciągnęła sobie czekoladkę, położyła się wygodnie, odwinęła papierek i hulaj duszo - piekła nie ma. Oczywiście wcześniej uprzątnęła wszystko, co z barku wypadło i zamknęła drzwiczki. Zrobiła to tak szybko i tak cicho, że nikt z nas nie zauważył intrygi.
Ręce nam opadły, zwłaszcza po tym, jak spokojnie, z wielką dozą nonszalancji, odpowiadała na nasze pytania. Na koniec żona zaproponowała, że wyrzuci papierek. Wtedy Mysz zerwała się i poszła w stronę kosza na śmieci. Po drodze w pół obrotu dodała jeszcze dobitnie: –"NIEEEE!".
Autor zdjęcia: Feel-the-silence
Rośnie Wam mała spryciula :). Raz na ruski rok można przymknąć oko na słodycze, zresztą czekolada pomaga w koncentracji ;).
OdpowiedzUsuńNiby tak, ale ten ruski rok coś za często się ostatnio zdarza :-)
Usuń:D też tak zawsze mówiłam, ale pozwalam im na zbyt wiele :D i kurcze najgorzej , że też to sobie tą KONCENTRACJA tłumaczę ;)
UsuńA czy to czasem nie jest łakomstwo a nie koncentracja? :P
UsuńOj tam oj tam tata, dziecko sobie w życiu poradzi jak takie obrotne ;)
OdpowiedzUsuńNota bene pogratuluj żonie, że sobie znalazła takiego męża co naczynia zmywa. Mój zmyje tylko jak go porządnie wkurzę :D
Każda metoda jest dobra :). Oj chciałbym, żeby w życiu była obrotna, ale zobaczymy co z tego wyjdzie.
UsuńHaha, ale agentka. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
:-)
UsuńCwana bestia! Przyzwyczajaj się. ;) U nas Oli nie mówi a też niezły numer potrafi wywinąć. ;)
OdpowiedzUsuńCóż zrobić? Miejsce ze słodyczami trzeba ulokować 1,5 metra wyżej :)
UsuńZadziwiające, prawda? Kiedy chcemy odpocząć dzieci nie potrafią w ciszy zrobić kroku, każdy ich ruch to seria dźwięków i hałasów, ale gdy tylko uknują jakąś intrygę, to zrobią 50 różnych czynności w takiej ciszy, że sami byśmy tak nie potrafili...
OdpowiedzUsuńDokładnie, trzeba mieć na tych łobuziaków cały czas oko :)
UsuńHahah. Na początku powiało grozą niczym z amerykańskiego horroru kiedy to lalki czy inne zabawki ozywaja albo duchy roznawiają z dziećmi, a Niedostrzegalne są dla rodziców. A tak poważnie: każdy ma swoje zasady. Ja synkowi nie ograniczam słodyczy, ale sam za wiele ich nie chce.
OdpowiedzUsuńMy ograniczamy. Jeśli byśmy tego nie robili, miesięczne zapasy skończyłyby się w oka mgnieniu :)
UsuńBardzo dobrze, że taka kumata jest, bo w życiu sobie poradzi ;).
OdpowiedzUsuńhaha, no cóż, dzieciaki czesto potrafią zaskoczyć - z pewnością to nie pierwszy raz ;) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńsytuacja sprzed ponad 20 lat. Ja lat 6; Karolinka - przyszywana siostra sąsiadka lat 7 i Łukasz mój młodszy rodzony brat lat 2. Rodzice poszli do sąsiadów przez ścianę - grubości max. 20 cm. co jakiś czas wpadali zobaczyć co robimy bo kategorycznie odmówiliśmy pójścia do rodziców Karolinki....a my, w czasie ich nieobecności - czyli w ciągu tych 15 in między kontrolą, wybuszowaliśmy w barku otwartergo szampana, uraczyliśmy się po łyku i doleliśmy wody.....chyba lepiej że czekoladkę znalazła.... (ps. kto w barku otwartego szampana trzyma?)
OdpowiedzUsuńHhehe, cwana mała ;)
OdpowiedzUsuń