Odzywam się po dłuższej przerwie. Trochę trwała i była spowodowana małą walką. Otóż od pewnego czasu na twarzy Dusi zaczęły się pojawiać małe, białe krostki. Na początku myślałem, że to potówki. Jednak po pewnym czasie zaogniły się. Na policzkach powstała wręcz czerwona, sucha skorupka (co widać na zdjęciu). Poza tym mała była strasznie niespokojna zarówno przed, podczas, jak i po jedzeniu. Oczywiście nie muszę mówić, że w ruch poszedł internet. Wyglądało na to, że mała dostała skazy białkowej lub atopowego zapalenia skóry (w internecie jest pełno informacji na ten temat, więc bez sensu jest je dublować). Jedno i drugie wygląda podobnie.
Widząc, co się dzieje udaliśmy się w te pędy do lekarza. I tak biegaliśmy od jednego do drugiego. Każdy wysyłał nas do innego nie stawiając jasnej diagnozy. Najpierw pediatra zaaplikował Delikol na kolki i kazał obserwować dziecko. Stan się pogarszał i widać było, że dziecko się strasznie męczy, nie wspominając o wyglądzie twarzy. Nie czekając do następnej wizyty postanowiliśmy udać się na pomoc doraźną. Tam pani doktor była wyraźnie niezadowolona z naszego przybycia. W sumie ją rozumiem, lepiej poleżeć bykiem w weekend na dyżurze i nic nie robić, przytulając za to sporą kasę. Po przebadaniu stwierdziła jednak, że zachowanie małej nie jest takie, jak być winno. Zamieniła Delikol na Esputicon. Przepisała robiony krem z witaminami do smarowania buzi i probiotyki Bio Gaia. Doszukała się także pleśniawek w buzi, na które mieliśmy aplikować Nestatynę co osiem godzin. Nie ukrywam, że cały czas chodziło mi po głowie odstawienie mleka matki na pewien czas i zastąpienie go Bebikonem Pepti. Żaden z lekarzy nie chciał jednak przystać na mój pomysł. Po paru dniach bez poprawy znaleźliśmy się znów u pediatry, który wprowadził maść do buzi z antybiotykiem Mupirox i skierował nas do alergologa. Przyznam się, że w tym momencie przestało mnie to już bawić. Oczywiście na wizycie u alergologa się pojawiliśmy, ale wymusiłem na nim receptę na wspomniane mleko. Dodatkowo wprowadził maść sterydową Pimafucort. Nie uśmiechał mi się pomysł smarowania Ady taką maścią, ale z dwojga złego spróbowaliśmy. Dosłownie po trzech smarowaniach buziaczek zaczął wyglądać o niebo lepiej. Od razu mała dostała także nowe mleczko. Zaczęła być także kąpana w emolientach. Tydzień minął i dziecko zachowuje się zupełnie inaczej. Twarzyczka jest ładna, Miśka jest spokojniejsza i wreszcie zaczęła się uśmiechać. Widząc to odstawiliśmy wszystkie maści, zostawiając tylko tą z witaminami. Nie aplikujemy też Esputiconu. I co najważniejsze, powracamy do mleka matki, która omija w swojej diecie wszystko, co pochodzi od krówki. Dodatkowo smarujemy nosek żelem Pantherin. Tu mała uwaga. Powinno się pamiętać, aby niemowlakowi nie stosować wody morskiej w aerozolu. Dziecku, które cały czas leży, wszystko spływa do zatok i o problem nie trudno. Taki spray można stosować, kiedy dziecko już siada.
Na razie Adulek jest radosny i spokojny. Nie ma śladu po wykwitach na buzi. Oczywiście czasami w dzień ładnie śpi a czasami cały dzień rozrabia. Ale to już chyba taki jej czar. Tak czy inaczej i tak ją kocham :)