Jak ja uwielbiam takie poranki. Wstaję i widzę budzące się do życia słonko. Wchodzę cichutko do pokoju Adusi na palcach, stawiając duże susy, aby jak najbardziej zniwelować odgłosy trzeszczącej podłogi łudząc się przy tym, że maleństwo chwyta jeszcze ostatnie obrazy bajecznego snu. A tu niespodzianka. Mysza siedząc spogląda na mnie i nie czekając ani chwili obdarza mnie promiennym uśmiechem, ledwo mieszczącym się na jej małej twarzyczce. Czy może być coś wspanialszego na początek dnia?
Ponieważ ostatnio pogoda za oknem wystrzałowa, staramy się z niej korzystać jak najwięcej, ładując akumulatory przed jesienną słotą. I pomyśleć, że niedługo będzie szaro, zimno i mokro. Straszna wizja. Dlatego spacery, spacery i jeszcze raz spacery. Niestety z przyczyn obiektywnych nie mogę towarzyszyć moim damom w każdym z nich. Ale popołudniami czy w weekendy czynię to z wielką przyjemnością, podkręcając licznik przebytych kilometrów. Nie inaczej było w ten weekend. Wybraliśmy się do naszego ośrodka sportu i rekreacji. Napisałem całą nazwę z małej litery nie bez przyczyny. Sportu bowiem tam co kot napłakał a rekreacja już tylko w nazwie. Ale chociaż trawiaste boisko mają, na które zresztą obowiązuje zakaz wstępu. Nie przejmując się nim zbytnio postanowiliśmy pofocić troszkę naszą ślicznotkę. Oczywiście zabawy przy tym było bez liku, ponieważ Adzie nie w smak było pozowanie. Całą swoją uwagę skupiła na zielonej, krótko przystrzyżonej trawie, wyrywając ją i celując bezpośrednio do centralnego ośrodka postrzegania świata czyli do buzi. Coś jedna pstryknąć się udało a efekt możecie podziwiać na zdjęciu powyżej.
Teraz troszkę z innej beczki. Od tygodnia Adusia zaczyna czynić podchody do raczkowania. Z pozycji siedzącej wystawia rączki do przodu i niezdarnie podnosi swój mały kuperek, wydając przy tym dźwięki przypominające skrzypiące drzwi od starej szafy. Pomagamy jej w tym wstawaniu rzecz jasna, ale kiedy osiągniemy pozycję pojmowaną przeze mnie jako zasadniczą, wtedy owe dźwięki się nasilają a nogi prostują i wychodzi z tego wielki klops. Przygotowałem Misi „specjalistyczny przyrząd elektroniczny” wspomagający, jak sądzę, jej próby pełzania. Nic innego jak butelka z wodą owinięta kocem związanym po bokach. Taki wałeczek próbuję podkładać jej pod brzuszek. Trzeba jednakowoż uważać, aby na wspomnianym wałku nie znalazły się ręce, kiedy dziecko klęczy na kolanach, ponieważ łatwo wtedy o ześlizgnięcie się z niego i zaliczenie przysłowiowej gleby głową. Niestety takie coś przytrafiło się i nam. Na szczęście obyło się na strachu, moim chyba większym. Ta sytuacja uczuliła mnie jeszcze bardziej. Teraz Ada trenuje swoje susy na macie otoczona przez wszystko, co zalicza się do gatunku miękkich (poduchy, poduszki, koce, pufki i brzuch taty). Poza tym dokładnie sprawdzamy, czy na macie lub w jej pobliżu nie ma przypadkowych elementów, które mogłyby stanowić zagrożenie dla dziecka.
O wiele lepiej idzie Miśce wspinanie się po szczebelkach łóżeczka. Wykorzystując dość solidny uścisk, chwyta się łapkami i podnosi, zastygając na kolanach. Radochy z podpatrywania świata z tej pozycji ma moc. Cóż, wyglądać tylko, kiedy połapie się do czego służą nóżki. Znów trzeba będzie obniżyć łóżko :).
A między próbami opanowania pozycji ręce-kolana, tudzież innej równie zmyślnej, Adusia rozrabia na potęgę. Wystarczy spuścić ją na chwilę z pola widzenia w niestosownym miejscu a efekt totalnego kataklizmu murowany, czego dowodem jest zdjęcie poniżej. Tym razem odkryła, że pod łóżeczkiem jest coś więcej niźli powietrze. Miłego dnia i tygodnia dla wszystkich.
Rodzice czekają aż maluch zacznie czworakować, później chodzić a gdy opanuje te umiejętności to niekiedy marzą by o nich zapomniało, taki paradoks :-)
OdpowiedzUsuńNaszemu Bąblowi pomógł taki dmuchany wałek. W mig złapał o co chodzi i zabawy było przy okazji dużo.
Wiesz, że tak jest. Już powoli czuję nadchodzącą apokalipsę :) Ale co tam, damy radę. Nie my pierwsi, nie ostatni. A o dmuchanym wałku nie słyszałem. Dzięki za informację, pędzę go poszukać :) pozdrowienia
UsuńOj tak, zgadzam się z Miką! Nie mogłam się doczekać, kiedy moja córeczka zacznie chodzić (a stało się to stosunkowo późno), a teraz czasami marzę o tym, aby chociaż na chwilę przestała biegać:).
OdpowiedzUsuńDziewczynki to chyba więkdze rozrabiary od chłopców!
Pozdrawiam!
Phi, łobuz to łobuz! Ale za to kochany :) pozdrowienia
OdpowiedzUsuńMoja pociecha nie raczkowała tylko suwała się na pupie hihi
OdpowiedzUsuńMoja pociecha zawsze odkręca głowe kiedy chce zrobić jej zdj. Trzeba dużo się napracować i napstrykać zdj żeby uchwycić jakiś fajny moment lub sytuację.
Pozdrawiam
To nic, Ada już w brzuchu zasłaniała się podczas USG - jednocześnie rękami i stópkami - gimnastyczka :) pozdrowienia
OdpowiedzUsuńALe z Adusi mała spryciulka:) Dziewczynki radzą sobie świetnie, gdy chcą coś osiągnąć i właśnie to widać, gdy Aduska chce już wstać:) Co do spacerków to masz rację, że sportu już mniej, bo kiedy??? - więc na spacerki długie trzeba wychodzić i ćwiczyć kondycję:))))
OdpowiedzUsuńPowalający uśmiech córeczki z rana rozumiem. Mam to samo i gdy widzę ten uśmiech to już nic więcej nie potrzeba mi do szczęścia:) Gorąco pozdrawiam i zdrowia życzę:))))
Dziękujemy i Wam także dużo zdrówka, pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńZ mojej trójki dwójka nie raczkowała. I ta sama dwójka po stanięciu na nogi wszystko z dolnych półek i szafek wyrzucała. A jedno raczkujące nie. Zastanawiałam się, czemu tak było i wyszło mi, że może przy tym raczkowaniu dziecko miało jakieś takie poczucie, że coś tam widzi, czegoś dosięga, ale nie tak całkiem, wszak "czworonożne", to do grzebania w szafach zostawała ewentualnie jedna ręka. Tym sposobem wszystko zostało oswojone i już nie było wielkiego odkrywania na dwóch nogach. Nie wiem, tak tylko kombinuję, bo może - skoro Twoja córka będzie raczkować - nie będzie Wam własnych porządków wszędzie zaprowadzać? Czego życzę, choć wszystko ma swój urok i potem są świetne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńBędzie, nie będzie. Na razie wychodzi to koszmarnie. Mam wrażenie, że znów ma wszystkich gdzieś. I będzie raczkować, jak będzie miała na to ochotę. A jak nie, to sobie od razu wstanie i tyle. Indywidualistka! Z tym zaglądaniem, to jest tak ciekawska, że wszędzie będzie pewnie zaglądać i to po trzykroć (zwłaszcza do ciuszków :o). Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńTrafiłam przypadkiem i chyba zostanę na tym niecodziennym blogu, bo prowadzonym przez tatę. :-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWitamy i zapraszamy, będzie nam miło :) pozdrowienia
Usuń