Ławeczki już nie ma, ale...

21 comments


Bywało, że czasami, gdy miałem wolną chwilę, popadałem w stan zadumy. Zastanawiałem się wtedy nad swoim życiem. Dochodziłem do jednego, zawsze tego samego wniosku. Dostrzegałem, że mimo młodego wieku nieźle dostałem w życiu po dupie. Ilekroć zdawałem sobie z tego sprawę, dochodziło do mnie, że jest wiele osób, których życie było o wiele gorsze niż moje. Odrzucałem wtedy to użalanie się nad sobą i wyszukiwałem w pamięci chwile radosne, przyjemne, których na szczęście nie brakowało.
Dziś z perspektywy czasu, który za mną, mogę powiedzieć, że tylko jedno miejsce wywarło na mnie zdecydowanie największy wpływ. Wpływ na moje zachowanie, odczuwanie i postrzeganie świata. Miejsce, które wspominam najmilej. Miejscem tym była ławeczka. Nasza ławeczka. Tam wszystko się zaczęło i... ale od początku.

Narodziny

Były to czasy, kiedy nie było komputerów a w telewizji dostępne były tylko dwa kanały. Tak jak moi rówieśnicy większość czasu spędzałem na dworze. Tworzyliśmy fajną, zgraną ekipę małolatów. Małolatów z głowami pełnymi pomysłów. Oczywiście do sztampowych zajęć należała gra w piłkę. Zimą był to hokej przy użyciu skonstruowanych przez nas kijów, z których największy i najszerszy miał bramkarz, skrzętnie zastawiając nim całą bramkę. Podchody, rajdy, nieudolne wymachiwanie rękami i nogami a’la Bruce Lee, porozumiewanie się własnym “chińskim” językiem czy układanie scenariuszy do filmów, które mieliśmy zamiar nakręcić, to tylko nieliczne z naszych pomysłów. Mieliśmy też własną modelarnię w komórce kolegi.

Ławeczka stała się naszym wspólnym domem a my wszyscy jedną wielką rodziną.

W taki sposób upływał nam czas. Wieczorami natomiast zbieraliśmy się na ławce przy bloku i rozprawialiśmy o tym i tamtym. Ponieważ był to wieczór, nasze odgłosy czyli piski, wrzaski, czy po prostu mowa głosem przechodzącym mutację najwyraźniej przeszkadzała lokatorom bo szybko zostaliśmy z tego miejsca przepędzeni. Nie daliśmy za wygraną. Znaleźliśmy sobie miejsce położone nieopodal bloków przy ogrodzeniu przedszkola. Wynajęliśmy inną, solidną ławkę i tak stworzyliśmy miejsce, które miało się później okazać punktem spotkań sporej ilości młodzieży nie tylko z naszego osiedla, ale i całego miasta.

Metamorfoza

Na początku było nas około 15 osób. Dziewczyny i chłopaki. Wszyscy z jednej ulicy. Codziennie ten sam skład i mnóstwo tematów do obgadania. Bez, co ważne, żadnych używek, co dzisiejszej młodzieży może wydawać się dziwne. Siedzenie i bajanie do późnych godzin wieczornych. Tak leciał nam dzień za dniem, miesiąc za miesiącem, rok za rokiem. Oczywiście zimą ławeczka zamierała, ale za to wiosną rozkwitała pełnią życia razem z otaczającą nas przyrodą. Ani się spostrzegliśmy a było nas dwa razy więcej. Ktoś przyprowadził kolegę, ktoś inny koleżankę. Grono “klubowiczów” rosło. Co pewien czas trzeba było się komuś przedstawiać, ktoś inny przedstawiał się nam. Razem z przybyszami pojawiały się inne, ciekawe tematy. Tworzyły się nowe znajomości, przyjaźnie, związki. Ławeczka stała się naszym wspólnym domem a my jedną wielką rodziną. Ze szczęścia któregoś z nas cieszyli się wszyscy. Pewnie trudno sobie dziś to wyobrazić, ale zaufanie i pomoc innym były wtedy czymś naturalnym. Oczywiście zdarzały się osoby, które do naszej grupy nie pasowały. Ciągle im coś nie odpowiadało. Swym zachowaniem próbowały świadomie lub też nieświadomie niszczyć klimat ławeczki. Tacy tam ówcześni hejterzy. Na nasze szczęście szybko wykruszali się z naszego towarzystwa.

Wstęp do dorosłości

Nasza ławeczka była nie tylko miejscem spotkań. To magiczne miejsce, w którym kreśliliśmy wizje przyszłości. Każdy z nas chciał kimś zostać, osiągnąć sukces. Części z nas nawet się to udało. Może nie zawsze w kierunkach, które sobie kiedyś zakładaliśmy, ale sukces to przecież sukces. Części z nas udało się znaleźć tam swoją drugą połowę, stworzyć wspaniałe, trwałe rodziny. Dziś ich dzieciaki wchodzą w wiek, w którym my wtedy byliśmy.
Niestety, jak to w życiu bywa, również nam zdarzały się ciężkie chwile. Najbardziej przykrą była wiadomość o ciężkiej chorobie Szymona. Spadła ona na nas jak grom z jasnego nieba. Jeszcze przed chwilą chłopak był z nami, bawił nas swoimi opowieściami, a miał co opowiadać. Można by rzec dusza towarzystwa, zawsze uśmiechnięty, zawsze miły, pogodny. Teraz leżał w szpitalu w beznadziejnym stanie. Pamiętam jak dziś, pierwszą rzeczą, którą każdego dnia musiałem zrobić, to jak najszybciej dotrzeć na ławeczkę, aby dowiedzieć się czy z Szymonem lepiej. Później wieczorne dysputy, codziennie te same. Czy możemy coś jeszcze zrobić, czy odwiedzić go w szpitalu, co wziąć i kto jedzie? Mimo powagi sytuacji nikt nie dopuszczał do siebie, że może to źle się skończyć. Wszystko trwało krótko, może dwa tygodnie, kiedy przyszła wiadomość, której nikt nie chciał nigdy usłyszeć. Szymon odszedł. Czuliśmy się wtedy beznadziejnie. Ogarnęła nas złość i bunt. I tylko jedno pytanie: dlaczego? Pamiętam, że długo otrząsaliśmy się z szoku. Do większości z nas właśnie wtedy po raz pierwszy dotarło, co to jest przemijanie i że jest nieuchronne. Jak ważne jest to, co po sobie zostawiamy. I co to jest pamięć. Od tego momentu minęło już sporo czasu. Na tyle sporo, że można by zapomnieć. Jestem przekonany, że w każdym z nas Szymon żyje dalej i żyć będzie, póki my będziemy o nim pamiętać.

... ideały i wspomnienia zostały

Ławeczka była dla mnie wstępem do życia. Ludzie, których tam spotykałem, nauczyli mnie odróżniać dobro od zła, piękno od brzydoty, szczerość od fałszu czy prawość od nieuczciwości. To dzięki tym ludziom i temu magicznemu miejscu mam okazję kierować się w swoim życiu takimi a nie innymi wartościami. Być z nich dumnym i hołdować im, bez względu na to, czy pasują one do obecnego świata. Takie właśnie wartości będę starał się przekazać mojej córce. Co z tego wyjdzie czas pokaże. Coś czuję, że nie będzie jej łatwo wpasować się z nimi do teraźniejszości. Mam jednak nadzieję, że dzięki właśnie takim wartościom będzie lepszym człowiekiem, kontynuatorem ideałów ławeczkowej społeczności.

21 komentarzy:

  1. Z takim tatą Ada na pewno wyrośnie na wspaniałą osobę a Ty przekażesz jej największe życiowe wartości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie by było, bynajmniej to jest moje marzenie, pozdrawiam.

      Usuń
  2. Czytając Twój post, łezka mi się zakręciła w oku...

    Znam takie "ławeczki"... również pamiętam takie miejsca z dzieciństwa, szkoda że teraz dzieciaki nie praktykują takich spotkań i większej chęci zabaw na powietrzu...
    Kiedy byłam dzieckiem nasze podwórko roiło się od uśmiechniętych i rozwrzeszczanych dzieci, teraz taki obrazek jest rzadko spotykany :/ A szkoda...

    Pozdrawiam
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda Kasiu, szkoda. I nie sądzę, że nagle coś się zmieni. Może kiedy my, starsi głośniej zaczniemy o tym mówić, zachęcimy co niektórych młodszych do kultywowania naszych ławeczkowych tradycji. Pozdrowienia.

      Usuń
  3. Też jestem z pokolenia "ławeczkowego"- pamiętam to przesiadywanie na ławkach czy murkach, dyskusje o wszystkim i niczym, pierwsze fascynacje płcią przeciwną. Inaczej się wtedy żyło- nikt z nas nie gapił się w komórkę, tylko naprawdę rozmawialiśmy, graliśmy w piłkę lub gumę etc. A teraz, szkoda gadać. Mamy wszystko, a ludzie nie potrafią się ze sobą komunikować. Brakuje mi tej atmosfery dzieciństwa, beztroski i latania po placu. Bardzo fajny post, pisz więcej takich:). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Sabinko. A'propos gumy to się pochwalę, choć to mało męskie, że w szkole podstawowej też grałem. Nie z zamiłowania rzecz jasna. Po prostu przychodziłem wcześniej i były zawsze tylko grające dziewczyny, więc dla zabicia czasu pomykałem z nimi. Niestety, kiedy zaczynały się szyjki, dawałem sobie spokój :). Pozdrowienia

      Usuń
  4. Tak, chyba każdy z nas ma takie miejsce z dzieciństwa, i każdy z nas chce do niego wracać. Wspomnienia, pierwsze sukcesy, porażki to wszystko wraca ilekroć przechodzimy obok takich miejsc.

    OdpowiedzUsuń
  5. I o ile bylibyśmy ubożsi, gdyby ich nie było :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda, że teraz dzieciaki przesiadują przed telewizorem lub komputerem zamiast wyjść na zewnątrz:( Ale i rodzice wolą mieć dziecko w zasięgu wzroku niż wałęsające się po podwórku nie wiadomo z kim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, teraz jest znacznie niebezpieczniej na ulicach.

      Usuń
  7. Zapewne każdy ma takie miejsce, do którego powraca, aby pomyśleć, powspominać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jaki jest klimat, kiedy się spotykamy ze starymi znajomymi z takich miejsc.

      Usuń
  8. Świetny tekst, dużo w nim prawdy i mądrych słów.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytam i przypomina mi się nasza ławeczka. Przed klatką w bloku. Tylko u nas pod co drugą klatką takie grupy siedziały. Wyż. Jedna ławka to było za mało. Sentymentalnie się zrobiło. Fajny wpis. Będzie więcej?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, z dzieciństwa jest co wspominać, więc kto wie :)

      Usuń
  10. Też miałam taką ławeczkę. Z czasem każdy z nas ruszył w swoją stronę, w większości z rozmachem, ponieważ poza granice kraju. Z nielicznymi mam kontakt do dziś i nawet udaje nam się spotkać raz na kilka lat. To były piękne czasy, które niewątpliwie bardzo wpłynęły na to jakim jestem dzisiaj człowiekiem. Dzięki za ten wpis, dzięki Tobie wróciły do mnie wspaniałe wspomnienia. ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. trudne doświadczenia uczą jak radzić sobie w trudnych sytuacjach...

    OdpowiedzUsuń
  12. Nominuję Ciebie i Twój blog do Liebster Blog Award. Zapraszam na mój blog po pytania i życzę udanej zabawy.
    Jadecyduje.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...